środa, 27 listopada 2013

Rozdział Piąty "Każdy jest słaby"


Obudziłam się z okropnym bólem głowy.Chwila...Gdzie ja jestem? Odwróciłam głowę, jednak obok mnie nikogo nie było. Ewidentnie miałam kaca i nie pamiętałam nic z zeszłej nocy. Powoli zeszłam z łóżka i tempem żółwia wyszłam z pokoju. Udałam się zapewne do salonu. Byłam w obcym mieszkaniu. Zapach nikotyny...Justin ? Przez balkonową szybę zobaczyłam niewyrażną postać chłopaka.
-Co ja tu do cholery robię? Nic nie pamiętam !-Chwyciłam się za głowę, która bolała mnie niemiłosiernie. Po raz pierwszy w moim życiu towarzyszyło mi takie uczucie.
-Hmm...Jakby ci to powiedzieć. Wczoraj przesadziłaś trochę z alkoholem i nalegałaś abym zabrał cię do siebie.-Mówił spokojnym głosem Justin, a ja nie mogłam uwierzyć. Co się wczoraj działo?
-Nie musiałeś mnie słuchać, ale czy my ze sobą...?-Zarumieniłam się po czym spojrzałam na rozbawioną twarz chłopaka. Serio nie wiem co go w tym tak bawiło.
-Nie...Chociaż nie mogę zaprzeczyć byłaś nieżle... napalona na mnie.- Słucham? Moim ciałem zawładnął wstyd. Jak mogłam...Alkohol mi nie sprzyja. Zachowałam się jak jakaś szmata... Co on sobie o mnie pomyślał. Jestem idiotką.
- Musze przestać pić. Mhm czy mógłbyś...Chciałabym zapalić...-Popatrzyłam na niego pytająco licząc,że się zgodzi. Myliłam się.
-Nie, nie dostaniesz ode mnie fajek. Skończ z paleniem.- Kim on był jeżeli sobie myślał,że będzie mi rozkazywał? Będę robić co chcę. Gdybym miała skończone pełne 18 lat dostałabym dowód, a wtedy sama bym kupiła te pieprzone fajki. Szlak. Już miałam odpowiedzieć na uwagę Justina, ale rozległ się wielki huk,a szyba została wybita.
-Na dół!-Usłyszałam krzyk Justina, zamurowało mnie. Ktoś po nas strzela? Mimo krzyków chłopaka dalej stałam sparaliżowana w miejscu.  Poczułam ból w ramieniu. Mocny uścisk. Łzy. Boje się. Nagle silna ręka chłopaka ściągneła mnie na dół.
-Kurwa ! Mówiłem ci coś. Nie stoi się nieruchomo kiedy ktoś próbuje cię zabić, cholera musimy stąd uciec! – Nie umiałam się pozbierać, a Justin najwyrażniej nie zauważył, że zostałam postrzelona. Ból w ramieniu stawał się nie do wytrzymania, a ja czułam, że jestem coraz słabsza. Justin ciągnął mnie za ręke starajac się mnie wyprowadzić z jego mieszkania. Poczułam, że słabnę...Moje ciało runęło bezwładnie na ziemię.
Justin   P.O.V.
Tym razem znowu moje „gangsterskie życie” więło górę. Miałem jeden cel uratować Caitlin za wszelką cenę. Byliśmy w drodze do drzwi, ale głośny huk spowodował, że się gwałtownie odwróciłem. To co zobaczyłem mnie zabolało. Ogarnęła mnie panika. Szybko się pozbierałem i wziąłem dziewczynę na ręce. Ona zemdlała... Z bólu. No tak została postrzelona w ramię. Jaki ja jestem głupi. Wybiegłem z mojego mieszkania i ostrożnie zszedłem na dół. Miałem małą nadzieję, że na parkingu będzie stało auto Chaza, który się jakimś cudem o wszystkim dowiedział i postanowił mnie uratować...Marzenia. Sprawdziłem czy moje kluczki znajdują się w kieszeni. Od samochodu dzieliło mnie 15 metrów. Cuda się zdarzają co nie? Działałem pod wpływem chwili. Taki byłem. Wybiegłem z Caitlin z budynku. Nie myliłem się... Kilka strzałów mnie minęło. Otworzyłem dzrwi od samochodu i jak najszybciej umiałem, wepchnąłem dziewczynę do środka. Ruszyłem samochodem.  Moim ciałem zawładnęła niesamowita adrenalina. Nie mogłem pojechać do szpitala. Dorwali by nas. W tamtej chwili żałowałem, że ONA została narażona na bezpieczeństwo. Mogła zginąć. Cholera...Przecież jest postrzelona. Muszę opatrzyć ranę. Starałem się zgubić naszych wrogów. W głowie miałem idealnie ułożony plan. Jedno miejsce. Jedna chwila. Jedno cholernie wielkie znaczenie. Zmieniłem się? Dalej potrafię być...Dobrym człowiekiem? Odpowiedż brzmi –Nie. Gdybym się zmienił, nie miałbym tyle kłopotów. Zatrzymałem mój samochód w naszym ukryciu. Caitlin zaczęła się budzić, a ja nie miałem innego wyjścia. Wziąłem ją ponownie na ręce i wszedłem do jakiegoś motelu. Byłem nieodpowiedzialny. Zaniosłem Caitlin do WC. Kazałem się jej zamknąć i nie wychodzić. Czy zrozumiała? Nie wiem , ale to chyba normalne, że nie mogłem spokojnie wejść do recepcji z zakrwawioną dziewczyną na rękach. Nie mogło być paniki. Teraz dokładnie wiem co robić. Wziąłem kluczyki i spowrotem wróciłem do Wc gdzie zostawiłem półprzytomną Caitlin. Posłuchała mnie... Siedziała cicho. Kiedy zapukałem dwa razy do białych dzrwi ona otworzyła.
-Dasz radę iść?-Pokiwała przecząco głową. Wziąłem ją na ręce, zasłaniając ranę. Kazałem zamknąć oczy. Chiałem sprawić, aby ludzie myśleli, że śpi. Udało się. Dotarłem do wyznaczonego mi pokoju i wszedł do niego razem z przerażoną dziewczyną na rękach. Położyłem ją na łóżku. Trzeba opatrzyć rany... Znalazłem w łazience apteczkę. Dzięki Bogu... Pośpiesznie chwyciłem za bandaż i wodę utlenioną, udałem się do Caitlin. Ścisnąłem jej rękę, po czym nalałem przeżroczystą ciecz na ranę.
Z jej ust wydobył się cichy syk. Owinąłem bandaż wokół jej ręki i miałem nadzieję, że chociaż coś zrobiłem dobrze...
-Caitlin ja wiem, że nie masz siły, ale niedługo będziemy musieć znowu uciekać...-Nie reagowała.
-Przepraszam, że cie w to wciągnąłem.- Tak jestem debilem. Od teraz już nigdy nie będzie bezpieczna. Będą chcieli ją zabić, tak jak usiłują mnie...
-Nie martw się...- Ciche mruknięcie wybrnęło z jej ust. Nie umiałem się nie martwić. W tej sytuacji to było nie możliwe. Wyszedłem po cichu na balkon. Musiałem zadzwonić do Chaza. Ktoś musi mi pomóc. Achh jak dobrze mieć kumpli. Po kilku minutach rozmowy wyszedłem zadowolony z balkonu. Usiadłem na łóżku gdzie leżała Caitlin. Chaz powinien do nas przyjść. Postanowiłem się położyć na chwilę...obok niej. Ku mojemu zaskoczeniu dziewczyna położyła na mnie swoją głowę. Mhm...Czy ona przypadkiem pięć minut temu nie zwijała się z bólu? Achh nie lubie jej dawać nadzieji. Naszczęście w pokoju rozszedł się huk kiedy wparował do nas przerażony Chaz.
-Do cholery stary ! Dałeś radę, wszytsko jest w porządku?-Spojrzałem na niego z grymasem na twarzy. Po czym podniosłem się na łokciach z hotelowego łóżka.
-Dałem radę, ale z nią nie było łatwo.-Kiwnąłem głową w kierunku dziewczyny i pokierowałem kumpla na balkon. Wkońcu ona nie śpi. Nie chcę aby cokolwiek słyszała. Była sprytniejsza niż myślałem. Kiedy byłem na bezpiecznym miejscu zacząłem się zwierzać...Co było niepodobne do mnie.
-To jak twoja nowa zdobycz?-Spytał podejrzliwie, a ja miałem ochote mu przywalić.
-Nie, była pijana...Zrobiło mi sie jej żal...To nic wielkiego.-Powiedziałem bardzo spokojnym tonem. Starałem się brzmieć przekonywująco. Twarz mojego kumpla ponownie nabrała podejrzliwego wyrazu, a mnie krew zalała od środka...
-Jak chcesz, ale ja już dobrze cię znam. Kurwa! Musimy uciekać...- Spojrzałem na samochód, który stanął pod hotelem. Od razu zrozumiałem i wbiegłem do środka.
-Chaz weż ją, a ja będę nas krył, szybko!- Widziałem grymas na jego twarzy, ale spełnił moją prośbę. Wybiegłem z pistoletem w ręku i udałem się w stronę tylnego wejścia. Adrenalina była w całym moim ciele, a na moim czole pojawiły się kropelki potu. Byłem zdenerwowany. Cały czas spoglądałem na Chaza i nią. Podążaliśmy ciemnymi korytarzami z nadzieją, że przed nami ukaża się dzrwi z napisem „Exit” i nareszcie stało się tak. Otworzyłem dzrwi pośpieszjąc chłopaka za mną. Ujrzałem na podjeżdzie granatowy sportowy samochód. Bez wahania sprawdziłem czy dzrwi były zamknięte. Niestety tak. Ouch, ale cacko. Moja drugie hobby zaraz po...mhmm ....intymnych relacjach z dziewczynami są samochody. Nie miałem czasu na oglądanie tego cudeńka. Wybiłem ze smutkiem w oczach szybę i otworzyłem dzrwi. Teraz tylko odpalić.
-Stary pośpiesz się! Oni już idą...- Na te słowa wkońcu zareagowałem. Zacząłem podłanczać kable. Udało się. Ruszyłem z miejsca i zacząłem jechać niesamowicie szybko. Kocham niebezpieczeństwo. Dogadałem się z Chazem i ustaliliśmy, że musimy wylecieć za granicę, ale do tego będzie potrzeba Caitlin jakoś doprowadzić do porządku. Nasi ludzie muszą uwierzyć, że ona należy do nas. Z jej charakterem będzie to niezmiernie trudne.
Dwa dni póżniej...
-Caitlin, do kurwy co ty robisz?- Ta dziewczyna irtowała mnie od samego przyjazdu. Postanowiliśmy sie ukryć, a potem dalej uciekać...
- Nie ogarniasz? Nie ma telefonów, żadnych wiadomości!- Ile razy ja jej to mówiłem... Wyrwałem jej z rąk telefon. Wyciągnąłem kartkę po czym ją wyrzuciłem do kosza, a telefon wyleciał przez okno. Ups...
-To było moje...- Uwierzcie, że nie mogłem już wytrzymać. Jak można być tak nieodpowiedzialnym.
-Dorośnij...-Chaz przyglądał się naszej rozmowie paląc papierosa. Podeszłem do szafki i wyciągnąłem z ukrycia fajki. Odpaliłem i zacząłem zaciągać się dymem ostatnio tylko to mnie relaksowało. Kiedy Caitlin to zobaczyła zerwała się na równe nogi i zaczęła mówić coś niezrozumiałego...
-Ja też chcę...Daj mi.
-Nie ma takiej opcji. Nie będziesz marnować.- Popatrzyłem na nią podejrzliwie, na wyraz jej twarzy...Jarała? Podeszłem do niej, jej twarz została ujęta w moich rękach. Poszerzone żrenice...
-Kurwa! Skąd to wzięłaś?
-Nie pamiętam...- Zaczęła tracić równowagę po czym spadła mi w ramiona. Kurwa. Ile ja jeszcze wytrzymam. Grzebała w moich rzeczach. Położyłem ją na łóżku i popatrzyłem w stronę Chaza...
-Co robimy?
-Nie zważając na nią musimy uciekać...Ona nam psuje plany. Nie możemy tutaj tkwić...Znajdą nas. Jeszcze dzisiaj wieczorem wyjeżdżamy.
-Nie mamy wyjścia, ale co z nią? Nie wpuszczą nas do samolotu z naćpaną...
-Do wieczoro wytrzeżwieje...Mam pomysł.- Brunet zerwał się na równe nogi i wybiegł. Czekałem kiedy wróci... Wrócił z wiadrem zimnej wody w rękach. O tak ! W ciągu kilka sekund Caitlin była cała mokra... Podziałało....
-Kurwa! Odbiło wam!?-Wybuchneliśmy śmiechem. Czasem była zabawna. Wybiegła z pokoju...pewnie się przebrać...Chaz zaczął pakować swoje rzeczy, a ja dołączyłem po chwili do niego. Do pomieszczenia weszła Caitlin z pytającą miną. Chaz jej wytłumaczył co ma robić, na co ona skinęła głową. Chociaż jego się słucha. Spakowaliśmy się, a dom zostawiliśmy opuszczony. Weszliśmy do kradzionego samochodu i wyjechaliśmy na lotnisko...Nowe życie ? Za każdym razem to powtarzam z nadzieją na lepsze jutro...
Siedzieliśmy w samolocie. Byliśmy w drodzę do Rzymu... Czemu tam ? Dużo ludzi, turystów nie będzie nas łatwo znależć. Była druga w nocy, a ja jedyny nie spałem. Usłyszałem cichy szloch...Caitlin? Udałem się w kierunku dżwięku, doszedłem do miejsca, w którym płakała dziewczyna. W dzień udawała silną, a teraz płacze?
-Widzę, że każdy jest słaby... Nie musisz udawać Caitlin.-Dziewczyna się poruszyła i wpatrywała się w moją stronę. Powiedziałem prawdę. Zabolało? Trudno...
_________________________________________________________

Mam nadzieję, że rozdział się spodoba. Przepraszam Was bardzo ,że na poprzednim blogu nie pojawił się rozdział, ale nie miałam weny i pomysłu. Przepraszam mam nadzieję, że to się zmieni.
Autorka

7 komentarzy:

  1. Podoba, podoba :)) było kilka błędów. Przede wszystkim tam gdzie powinno być "ź" pojawiało się "ż". "Dzrwi" też się powtarzały. Powtarzam xd nie pisze się podeszłem tylko podszedłem, a poza tym chyba było wszystko ok :)
    Weny i czekam na kolejne :*
    Zapraszam do siebie na nowe rozdziały <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Sjsvsnksndvshsknsbsjsopsowgsoapappapajs bsisnsjsjshsbbshs KOFFFFAM! DAJ NEXTA JUTRO PROSZE <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny <33 Mi odrobinę przeszkadza błąd w wyrazie drzwi ale poza tym wszystko okey

    OdpowiedzUsuń
  4. boooski..czekam na NN..oby był szybko..kocham <33333333

    OdpowiedzUsuń
  5. Odpowiedzi
    1. Zapraszam cię do zapiasania się w zakładce"obserwatorzy"

      Usuń