Obudziłam się z okropnym bólem
głowy.Chwila...Gdzie ja jestem? Odwróciłam głowę, jednak obok mnie nikogo nie
było. Ewidentnie miałam kaca i nie pamiętałam nic z zeszłej nocy. Powoli
zeszłam z łóżka i tempem żółwia wyszłam z pokoju. Udałam się zapewne do salonu.
Byłam w obcym mieszkaniu. Zapach nikotyny...Justin ? Przez balkonową szybę
zobaczyłam niewyrażną postać chłopaka.
-Co ja tu do cholery robię? Nic nie pamiętam
!-Chwyciłam się za głowę, która bolała mnie niemiłosiernie. Po raz pierwszy w
moim życiu towarzyszyło mi takie uczucie.
-Hmm...Jakby ci to powiedzieć. Wczoraj
przesadziłaś trochę z alkoholem i nalegałaś abym zabrał cię do siebie.-Mówił
spokojnym głosem Justin, a ja nie mogłam uwierzyć. Co się wczoraj działo?
-Nie musiałeś mnie słuchać, ale czy my ze
sobą...?-Zarumieniłam się po czym spojrzałam na rozbawioną twarz chłopaka.
Serio nie wiem co go w tym tak bawiło.
-Nie...Chociaż nie mogę zaprzeczyć byłaś
nieżle... napalona na mnie.- Słucham? Moim ciałem zawładnął wstyd. Jak
mogłam...Alkohol mi nie sprzyja. Zachowałam się jak jakaś szmata... Co on sobie
o mnie pomyślał. Jestem idiotką.
- Musze przestać pić. Mhm czy
mógłbyś...Chciałabym zapalić...-Popatrzyłam na niego pytająco licząc,że się
zgodzi. Myliłam się.
-Nie, nie dostaniesz ode mnie fajek. Skończ
z paleniem.- Kim on był jeżeli sobie myślał,że będzie mi rozkazywał? Będę robić
co chcę. Gdybym miała skończone pełne 18 lat dostałabym dowód, a wtedy sama bym
kupiła te pieprzone fajki. Szlak. Już miałam odpowiedzieć na uwagę Justina, ale
rozległ się wielki huk,a szyba została wybita.
-Na dół!-Usłyszałam krzyk Justina,
zamurowało mnie. Ktoś po nas strzela? Mimo krzyków chłopaka dalej stałam
sparaliżowana w miejscu. Poczułam ból w
ramieniu. Mocny uścisk. Łzy. Boje się. Nagle silna ręka chłopaka ściągneła mnie
na dół.
-Kurwa ! Mówiłem ci coś. Nie stoi się
nieruchomo kiedy ktoś próbuje cię zabić, cholera musimy stąd uciec! – Nie
umiałam się pozbierać, a Justin najwyrażniej nie zauważył, że zostałam
postrzelona. Ból w ramieniu stawał się nie do wytrzymania, a ja czułam, że
jestem coraz słabsza. Justin ciągnął mnie za ręke starajac się mnie wyprowadzić
z jego mieszkania. Poczułam, że słabnę...Moje ciało runęło bezwładnie na
ziemię.
Justin
P.O.V.
Tym razem znowu moje „gangsterskie życie”
więło górę. Miałem jeden cel uratować Caitlin za wszelką cenę. Byliśmy w drodze
do drzwi, ale głośny huk spowodował, że się gwałtownie odwróciłem. To co
zobaczyłem mnie zabolało. Ogarnęła mnie panika. Szybko się pozbierałem i
wziąłem dziewczynę na ręce. Ona zemdlała... Z bólu. No tak została postrzelona
w ramię. Jaki ja jestem głupi. Wybiegłem z mojego mieszkania i ostrożnie
zszedłem na dół. Miałem małą nadzieję, że na parkingu będzie stało auto Chaza,
który się jakimś cudem o wszystkim dowiedział i postanowił mnie
uratować...Marzenia. Sprawdziłem czy moje kluczki znajdują się w kieszeni. Od
samochodu dzieliło mnie 15 metrów. Cuda się zdarzają co nie? Działałem pod
wpływem chwili. Taki byłem. Wybiegłem z Caitlin z budynku. Nie myliłem się...
Kilka strzałów mnie minęło. Otworzyłem dzrwi od samochodu i jak najszybciej
umiałem, wepchnąłem dziewczynę do środka. Ruszyłem samochodem. Moim ciałem zawładnęła niesamowita
adrenalina. Nie mogłem pojechać do szpitala. Dorwali by nas. W tamtej chwili
żałowałem, że ONA została narażona na bezpieczeństwo. Mogła zginąć.
Cholera...Przecież jest postrzelona. Muszę opatrzyć ranę. Starałem się zgubić
naszych wrogów. W głowie miałem idealnie ułożony plan. Jedno miejsce. Jedna
chwila. Jedno cholernie wielkie znaczenie. Zmieniłem się? Dalej potrafię
być...Dobrym człowiekiem? Odpowiedż brzmi –Nie. Gdybym się zmienił, nie miałbym
tyle kłopotów. Zatrzymałem mój samochód w naszym ukryciu. Caitlin zaczęła się
budzić, a ja nie miałem innego wyjścia. Wziąłem ją ponownie na ręce i wszedłem
do jakiegoś motelu. Byłem nieodpowiedzialny. Zaniosłem Caitlin do WC. Kazałem
się jej zamknąć i nie wychodzić. Czy zrozumiała? Nie wiem , ale to chyba
normalne, że nie mogłem spokojnie wejść do recepcji z zakrwawioną dziewczyną na
rękach. Nie mogło być paniki. Teraz dokładnie wiem co robić. Wziąłem kluczyki i
spowrotem wróciłem do Wc gdzie zostawiłem półprzytomną Caitlin. Posłuchała
mnie... Siedziała cicho. Kiedy zapukałem dwa razy do białych dzrwi ona
otworzyła.
-Dasz radę iść?-Pokiwała przecząco głową.
Wziąłem ją na ręce, zasłaniając ranę. Kazałem zamknąć oczy. Chiałem sprawić,
aby ludzie myśleli, że śpi. Udało się. Dotarłem do wyznaczonego mi pokoju i
wszedł do niego razem z przerażoną dziewczyną na rękach. Położyłem ją na łóżku.
Trzeba opatrzyć rany... Znalazłem w łazience apteczkę. Dzięki Bogu...
Pośpiesznie chwyciłem za bandaż i wodę utlenioną, udałem się do Caitlin.
Ścisnąłem jej rękę, po czym nalałem przeżroczystą ciecz na ranę.
Z jej ust wydobył się cichy syk. Owinąłem
bandaż wokół jej ręki i miałem nadzieję, że chociaż coś zrobiłem dobrze...
-Caitlin ja wiem, że nie masz siły, ale
niedługo będziemy musieć znowu uciekać...-Nie reagowała.
-Przepraszam, że cie w to wciągnąłem.- Tak
jestem debilem. Od teraz już nigdy nie będzie bezpieczna. Będą chcieli ją
zabić, tak jak usiłują mnie...
-Nie martw się...- Ciche mruknięcie wybrnęło
z jej ust. Nie umiałem się nie martwić. W tej sytuacji to było nie możliwe.
Wyszedłem po cichu na balkon. Musiałem zadzwonić do Chaza. Ktoś musi mi pomóc.
Achh jak dobrze mieć kumpli. Po kilku minutach rozmowy wyszedłem zadowolony z
balkonu. Usiadłem na łóżku gdzie leżała Caitlin. Chaz powinien do nas przyjść.
Postanowiłem się położyć na chwilę...obok niej. Ku mojemu zaskoczeniu
dziewczyna położyła na mnie swoją głowę. Mhm...Czy ona przypadkiem pięć minut
temu nie zwijała się z bólu? Achh nie lubie jej dawać nadzieji. Naszczęście w
pokoju rozszedł się huk kiedy wparował do nas przerażony Chaz.
-Do cholery stary ! Dałeś radę, wszytsko
jest w porządku?-Spojrzałem na niego z grymasem na twarzy. Po czym podniosłem
się na łokciach z hotelowego łóżka.
-Dałem radę, ale z nią nie było
łatwo.-Kiwnąłem głową w kierunku dziewczyny i pokierowałem kumpla na balkon.
Wkońcu ona nie śpi. Nie chcę aby cokolwiek słyszała. Była sprytniejsza niż
myślałem. Kiedy byłem na bezpiecznym miejscu zacząłem się zwierzać...Co było
niepodobne do mnie.
-To jak twoja nowa zdobycz?-Spytał
podejrzliwie, a ja miałem ochote mu przywalić.
-Nie, była pijana...Zrobiło mi sie jej
żal...To nic wielkiego.-Powiedziałem bardzo spokojnym tonem. Starałem się
brzmieć przekonywująco. Twarz mojego kumpla ponownie nabrała podejrzliwego
wyrazu, a mnie krew zalała od środka...
-Jak chcesz, ale ja już dobrze cię znam.
Kurwa! Musimy uciekać...- Spojrzałem na samochód, który stanął pod hotelem. Od
razu zrozumiałem i wbiegłem do środka.
-Chaz weż ją, a ja będę nas krył, szybko!-
Widziałem grymas na jego twarzy, ale spełnił moją prośbę. Wybiegłem z
pistoletem w ręku i udałem się w stronę tylnego wejścia. Adrenalina była w
całym moim ciele, a na moim czole pojawiły się kropelki potu. Byłem
zdenerwowany. Cały czas spoglądałem na Chaza i nią. Podążaliśmy ciemnymi
korytarzami z nadzieją, że przed nami ukaża się dzrwi z napisem „Exit” i
nareszcie stało się tak. Otworzyłem dzrwi pośpieszjąc chłopaka za mną. Ujrzałem
na podjeżdzie granatowy sportowy samochód. Bez wahania sprawdziłem czy dzrwi
były zamknięte. Niestety tak. Ouch, ale cacko. Moja drugie hobby zaraz po...mhmm
....intymnych relacjach z dziewczynami są samochody. Nie miałem czasu na
oglądanie tego cudeńka. Wybiłem ze smutkiem w oczach szybę i otworzyłem dzrwi.
Teraz tylko odpalić.
-Stary pośpiesz się! Oni już idą...- Na te
słowa wkońcu zareagowałem. Zacząłem podłanczać kable. Udało się. Ruszyłem z
miejsca i zacząłem jechać niesamowicie szybko. Kocham niebezpieczeństwo. Dogadałem
się z Chazem i ustaliliśmy, że musimy wylecieć za granicę, ale do tego będzie
potrzeba Caitlin jakoś doprowadzić do porządku. Nasi ludzie muszą uwierzyć, że
ona należy do nas. Z jej charakterem będzie to niezmiernie trudne.
Dwa dni póżniej...
-Caitlin, do kurwy co ty robisz?- Ta
dziewczyna irtowała mnie od samego przyjazdu. Postanowiliśmy sie ukryć, a potem
dalej uciekać...
- Nie ogarniasz? Nie ma telefonów, żadnych
wiadomości!- Ile razy ja jej to mówiłem... Wyrwałem jej z rąk telefon.
Wyciągnąłem kartkę po czym ją wyrzuciłem do kosza, a telefon wyleciał przez
okno. Ups...
-To było moje...- Uwierzcie, że nie mogłem
już wytrzymać. Jak można być tak nieodpowiedzialnym.
-Dorośnij...-Chaz przyglądał się naszej
rozmowie paląc papierosa. Podeszłem do szafki i wyciągnąłem z ukrycia fajki.
Odpaliłem i zacząłem zaciągać się dymem ostatnio tylko to mnie relaksowało.
Kiedy Caitlin to zobaczyła zerwała się na równe nogi i zaczęła mówić coś
niezrozumiałego...
-Ja też chcę...Daj mi.
-Nie ma takiej opcji. Nie będziesz
marnować.- Popatrzyłem na nią podejrzliwie, na wyraz jej twarzy...Jarała?
Podeszłem do niej, jej twarz została ujęta w moich rękach. Poszerzone
żrenice...
-Kurwa! Skąd to wzięłaś?
-Nie pamiętam...- Zaczęła tracić równowagę
po czym spadła mi w ramiona. Kurwa. Ile ja jeszcze wytrzymam. Grzebała w moich
rzeczach. Położyłem ją na łóżku i popatrzyłem w stronę Chaza...
-Co robimy?
-Nie zważając na nią musimy uciekać...Ona
nam psuje plany. Nie możemy tutaj tkwić...Znajdą nas. Jeszcze dzisiaj wieczorem
wyjeżdżamy.
-Nie mamy wyjścia, ale co z nią? Nie
wpuszczą nas do samolotu z naćpaną...
-Do wieczoro wytrzeżwieje...Mam pomysł.-
Brunet zerwał się na równe nogi i wybiegł. Czekałem kiedy wróci... Wrócił z
wiadrem zimnej wody w rękach. O tak ! W ciągu kilka sekund Caitlin była cała
mokra... Podziałało....
-Kurwa! Odbiło wam!?-Wybuchneliśmy śmiechem.
Czasem była zabawna. Wybiegła z pokoju...pewnie się przebrać...Chaz zaczął
pakować swoje rzeczy, a ja dołączyłem po chwili do niego. Do pomieszczenia
weszła Caitlin z pytającą miną. Chaz jej wytłumaczył co ma robić, na co ona
skinęła głową. Chociaż jego się słucha. Spakowaliśmy się, a dom zostawiliśmy
opuszczony. Weszliśmy do kradzionego samochodu i wyjechaliśmy na
lotnisko...Nowe życie ? Za każdym razem to powtarzam z nadzieją na lepsze
jutro...
Siedzieliśmy w samolocie. Byliśmy w drodzę
do Rzymu... Czemu tam ? Dużo ludzi, turystów nie będzie nas łatwo znależć. Była
druga w nocy, a ja jedyny nie spałem. Usłyszałem cichy szloch...Caitlin? Udałem
się w kierunku dżwięku, doszedłem do miejsca, w którym płakała dziewczyna. W
dzień udawała silną, a teraz płacze?
-Widzę, że każdy jest słaby... Nie musisz udawać Caitlin.-Dziewczyna się poruszyła i wpatrywała się w moją stronę. Powiedziałem prawdę. Zabolało? Trudno...
_________________________________________________________Mam nadzieję, że rozdział się spodoba. Przepraszam Was bardzo ,że na poprzednim blogu nie pojawił się rozdział, ale nie miałam weny i pomysłu. Przepraszam mam nadzieję, że to się zmieni.
Autorka
Podoba, podoba :)) było kilka błędów. Przede wszystkim tam gdzie powinno być "ź" pojawiało się "ż". "Dzrwi" też się powtarzały. Powtarzam xd nie pisze się podeszłem tylko podszedłem, a poza tym chyba było wszystko ok :)
OdpowiedzUsuńWeny i czekam na kolejne :*
Zapraszam do siebie na nowe rozdziały <3
Sjsvsnksndvshsknsbsjsopsowgsoapappapajs bsisnsjsjshsbbshs KOFFFFAM! DAJ NEXTA JUTRO PROSZE <3
OdpowiedzUsuńŚwietny <33 Mi odrobinę przeszkadza błąd w wyrazie drzwi ale poza tym wszystko okey
OdpowiedzUsuńboooski..czekam na NN..oby był szybko..kocham <33333333
OdpowiedzUsuńMega <333
OdpowiedzUsuńŚwietne <33
OdpowiedzUsuńZapraszam cię do zapiasania się w zakładce"obserwatorzy"
Usuń